Dzień doberek :)
Jakiś czas temu zebrało mnie na porządki w toaletce. Należę do osób, które przykładają znacznie większą uwagę do makijażu oczu niż ust, stąd spodziewałam się dość pokaźnych zbiorów cieni i innych mazideł do powiek, ale skąd wzięło się u mnie tyle szminek i błyszczyków? To nieco przerażające. Kiedy ja to wszystko zdążyłam nakupować? Tak czy siak, dzięki porządkom przypomniałam sobie o kilku produktach, których od dawna nie używałam.
Dziś spieszę do Was z recenzją sztyftów Revlon Just Bitten Kissable Balm Stains, które z założenia mają być połączeniem balsamu do ust oraz produktu typu „stain”, długotrwale barwiącego usta.
Do wyboru mamy zdaje się około 7 kolorków (lub 12 w zależności od kraju) od cielistych poprzez żywe róże i czerwienie do głębokich burgundów. W moje łapki wpadły:
▶ Honey - delikatny, codzienny kolorek, niewiele różniący się od naturalnej barwy ust;
▶ Crush - mocny kolor, bordo z domieszką fioletu;
▶ Darling - przydymiony, liliowy odcień;
▶ Cherish - delikatny, różowy kolor.
Przyznam, że nie było łatwo zadecydować :) Pamiętam, że początkowo wybrałam tylko jeden kolorek – Honey – szukałam czegoś, co mogłabym stosować na co dzień, a ten zdawał się być idealny. Szybko wróciłam po więcej. Bardzo spodobało mi się wykończenie oraz długotrwały efekt, więc bez zastanowienia złapałam kolejne 3 Balm Stainy. Łatwo wywnioskować, że produkty całkiem przypadły mi do gustu.
Oto jak się prezentują swatche (kolejność od dołu: Honey, Cherish, Darling, Crush):
I zbliżenie (kolejność od dołu: Honey, Cherish, Darling, Crush):
Plusy:
✓ opakowanie jest solidnie wykonane - wysokiej jakości plastik; wysuwana kredka, której nie trzeba temperować;
✓ konsystencja - jest dość twarda (nie warzy się, nie klei się i nie roztapia pod wpływem ciepła), ale mimo to pięknie sunie po ustach. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z kredkami świecowymi;
✓ produkt jest niezwykle wydajny;
✓ lekko nawilża usta - tworzy na nich tak jakby "woskową" warstwę ochronną (spotkałam się co prawda z mieszanymi opiniami na ten temat);
✓ wykończenie jest błyszczące (po "zjedzeniu" pozostaje sam kolor);
✓ efekt można stopniować - pierwsza warstwa jest dość transparentna i delikatna, kolejne warstwy znacznie wzmacniają kolor;
✓ kolor jest długotrwały - "wżera się" w usta i pozostaje widoczny przez kilka godzin;
✓ nie podkreśla suchych skórek (tutaj opinie również są podzielone - na moich ustach sprawuje się nieźle);
✓ dość równomiernie schodzi (jaśniejsze kolory);
✓ nie tworzy prześwitów;
Minusy:
✗ mentolowy, nieco drażniący zapach;
✗ mimo, że produkt lekko nawilża, nie można przypisac mu właściwości typowego balsamu;
✗ ciemniejsze kolory schodzą dość nierównomiernie - mogą pozostawiać obwódkę na ustach (przy "zjadaniu się");
✗ cena (około 8-10 euro za 2.7g).
No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Używałyście tego produktu? Co o nim myślicie?
Xx