"The best color in the whole world is the one that looks good on you"... WingsOfEnvy to blog o urodzie, zdrowiu, kosmetykach. Angielska strona: www.WingsOfEnvy.com.

30 października 2014

Dzieeeeń doberek!

Dziś kolejna porcja fotek autorstwa naszego słodkiego ConFusionowego duetu. Prezentowane niżej zdjęcia wchodzą w skład całego cyklu, poświęconego wpływowi mediów na ludzi (a w szczególności na nas, babeczki). Niestety, na chwilę obecną nie mogę zdradzić nic więcej, a szkoda, bo udało nam się pstryknąć dość ciekawą historyjkę ;)

Tym razem będzie baaaaardziej... mrooooocznie! W końcu już jutro Halloween :) Swoją drogą, macie jakieś plany? Wybieracie się na party? U nas impreza trwa już od tygodnia...W Irlandii przygotowania rozpoczynają się w... sierpniu. Przystrojone domy, dynie w oknach, światełka, kolejki do sklepów z kostiumami, poprzebierane dzieci, poprzebierana obsługa w sklepach... Istne szaleństwo! Mało kto zdaje sobie sprawę, że początków Halloween należy szukać właśnie na Wyspach. No, ale do rzeczy! Oto fotencje:


My silence is my sound... 


My illusion is my mistake... 



UNFAIRy Tale... 

Zdjęcia, makijaż, włosy i stylizacja: ConFusion
Modelka: Ballsy Wallsy

Co sądzicie? :)

Ach, no i zapraszam do polubienia naszej stronki na Facebooku:


Dzięki!
Xx

Dzieeeeń doberek!

Dziś kolejna porcja fotek autorstwa naszego słodkiego ConFusionowego duetu. Prezentowane niżej zdjęcia wchodzą w skład całego cyklu, poświęconego wpływowi mediów na ludzi (a w szczególności na nas, babeczki). Niestety, na chwilę obecną nie mogę zdradzić nic więcej, a szkoda, bo udało nam się pstryknąć dość ciekawą historyjkę ;)

Tym razem będzie baaaaardziej... mrooooocznie! W końcu już jutro Halloween :) Swoją drogą, macie jakieś plany? Wybieracie się na party? U nas impreza trwa już od tygodnia...W Irlandii przygotowania rozpoczynają się w... sierpniu. Przystrojone domy, dynie w oknach, światełka, kolejki do sklepów z kostiumami, poprzebierane dzieci, poprzebierana obsługa w sklepach... Istne szaleństwo! Mało kto zdaje sobie sprawę, że początków Halloween należy szukać właśnie na Wyspach. No, ale do rzeczy! Oto fotencje:


My silence is my sound... 


My illusion is my mistake... 



UNFAIRy Tale... 

Zdjęcia, makijaż, włosy i stylizacja: ConFusion
Modelka: Ballsy Wallsy

Co sądzicie? :)

Ach, no i zapraszam do polubienia naszej stronki na Facebooku:


Dzięki!
Xx

28 września 2014

Dzień doberek!

"Long time no see", jak to mawiają :) Wiem, wiem... przepadłam jak kamień w wodę, ale cóż poradzić - tak bywa. Rzuciłam się (jak zwykle zresztą) w wir pracy: biuro, sesje, makijaże, szkolenia. No, ale dziś nastał wielki dzień - pierwszy raz od dobrych kilku tygodni włączyłam komputer i zasiadłam do przeglądania blogów, Fejsa, YouTube i tych innych diabłów. Ileż ja mam zaległości! Czas się ogarnąć! 

Z racji tego, że jest już późno, zdecydowałam się wrzucić na szybko posta z efektami pracy zespołu ConFusion
Jakiś czas temu prezentowałam zdjęcia z sesji Into the Wild oraz Lost Time. Nadszedł czas na coś nieco bardziej bajowego.


There is no time to leave important words unsaid. 


I dream my painting... I paint my dreams...

Zdjęcie, makijaż, stylizacja: ConFusion
Włosy: Renata Zaborek
Suknia: Claire Garvey
Modelka: Barbara Bednarek

Co sądzicie? :)

Ach, no i zapraszam do polubienia naszej stronki na Facebooku:


Dzięki!
Xx

Dzień doberek!

"Long time no see", jak to mawiają :) Wiem, wiem... przepadłam jak kamień w wodę, ale cóż poradzić - tak bywa. Rzuciłam się (jak zwykle zresztą) w wir pracy: biuro, sesje, makijaże, szkolenia. No, ale dziś nastał wielki dzień - pierwszy raz od dobrych kilku tygodni włączyłam komputer i zasiadłam do przeglądania blogów, Fejsa, YouTube i tych innych diabłów. Ileż ja mam zaległości! Czas się ogarnąć! 

Z racji tego, że jest już późno, zdecydowałam się wrzucić na szybko posta z efektami pracy zespołu ConFusion
Jakiś czas temu prezentowałam zdjęcia z sesji Into the Wild oraz Lost Time. Nadszedł czas na coś nieco bardziej bajowego.


There is no time to leave important words unsaid. 


I dream my painting... I paint my dreams...

Zdjęcie, makijaż, stylizacja: ConFusion
Włosy: Renata Zaborek
Suknia: Claire Garvey
Modelka: Barbara Bednarek

Co sądzicie? :)

Ach, no i zapraszam do polubienia naszej stronki na Facebooku:


Dzięki!
Xx

9 czerwca 2014

Hola! 

Uhuhu pierwszy projekt denko w moim wydaniu! Muszę przyznać, że sam pomysł mega mi się podoba - motywuje mnie do zużywania tego, co mam już pootwierane. Musicie wiedzieć, że miałam z tym niemały problem - kupowałam produkty na potęgę i kończyłam z na przykład 5 otwartymi kremami pod oczy. Albo z 7 odżywkami do włosów. Albo... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ale, od jakiegoś czasu postanowiłam sobie, że będę się mooooocno ograniczać, jeśli chodzi o kupowanie nowych kosmetyków. Kiepsko mi to idzie - do mojej szafki z zapasami raz po raz wprowadzają się nowi lokatorzy... To jest po prostu silniejsze ode mnie. Jednak, udało mi się zredukować ilość pootwieranych kosmetyków do hmm powiedzmy 2 kremów pod oczy i 3 odżywek :) 

No dobra, koniec tego biadolenia. Oto, co udało mi się zużyć:  

CIAŁO:
Żel pod prysznic Nivea Sunny Melon & Oil - lubię bardzo! Zakupiłam inną wersję zapachową, którą lubię jeszcze bardziej. Żel jest dość gęsty i ma w sobie małe drobinki, które rozpuszczają się zaraz po kontakcie ze skórą. Produkt nie wysuszał. No i ten zapach...
 Żel pod prysznic Original Source Vanilla & Raspberry - jest całkiem okey - taniutki, dość rzadki żelik, który pięknie pachnie. Szkoda tylko, że zapach nie utrzymywał się od zbyt długo na ciele. Produkt lekko wysuszał.  
 Żel wyszczuplający sylwetkę Nivea My Silhouette! - lekki żel, który bardzo szybko się wchłania i nie zostawia lepkiej czy tłustej powłoki. Czy wyszczupla? Eee, pewnie nie, ale lubię go za zapach i za to, jak gładką pozostawia skórę. Podobno ma w składzie ekstrakt z białej herbaty i z anyżu. Przyznam szczerze, że ani jednego, ani drugiego nie czułam. Producent twierdzi, że smarowidło pozbędzie nas do 3 cm mniej w 4 tygodnie. Cóż, mnie może ubyły z 3 mm :)
Serum antycellulitowe Perfecta Extra Slim - producent twierdzi, że pierwsze efekty będą widoczne już po tygodniu. W 3 tygodnie 60% mniej cellulitu - jaaasne. I do tego ten ohydny zapach! Fuj!
 Termoaktywne serum modelujące talię, brzuch i pośladki Eveline Slim Extreme - kolejny śmierdzący koszmarek. Balsam dawał efekt rozgrzewający - nie było to przyjemne uczucie - skóra piekła i nieprzyjemnie swędziała. Kontakt z ciepłą wodą sprawiał niemalże ból. Nigdy więcej nie kupię!
 Perfumy Avon Treselle - zapach, który przywołuje tysiące wspomnień! Wracam do niego co jakiś czas z czystego sentymentu. 
Perfumy męskie Givenchy Xeryus - ach, uwielbiam! Delikatnie korzenny zapach, kojarzący mi się z ostatnimi 2 latami mojego życia :)

WŁOSY:
 Szampon Vichy Dercos - szampon, mający hamować nadmierne wypadanie włosów. Czy działa? Sama nie wiem... Po zużyciu około 3 opakowań, moje włosy rzeczywiście wydają się mocniejsze. No i na szczotce mniej ich zostaje. Szampon ma dość gęstą konsystencję i mało przyjemny, nieco apteczny zapach. Mam w zapasie jakąś nową fioletową wersję, którą pokazywałam w zakupach z Polski. Zobaczymy.  
 Suchy szampon Batiste Fruity & Cheeky Cherry - ktoś, kto wymyślił suche szampony, powinien dostać nagrodę Nobla! Wiśniowy Batiste to moja ulubiona wersja ever! Czy zostawia biały osad? Tak, ale wystarczy odczekać chwilę, a potem wszystko wyczesać i nie ma śladu.  
 2-minutowa intensywnie nawilżająca maska do włosów Pantene Pro-V - maskę stosowałam po każdym myciu włosów i muszę przyznać, że całkiem fajnie się sprawdzała. Włosy były sypkie, lśniące i pięknie pachniały. 

____
 - znakomitość! uwielbiam kurde!
 - jest ok, ale nic ponad to...
✗ - straszność nad strasznościami! nie lubię baaaaardzo!

No, to chyba na tyle! Miłego tygodnia!
Xx

Hola! 

Uhuhu pierwszy projekt denko w moim wydaniu! Muszę przyznać, że sam pomysł mega mi się podoba - motywuje mnie do zużywania tego, co mam już pootwierane. Musicie wiedzieć, że miałam z tym niemały problem - kupowałam produkty na potęgę i kończyłam z na przykład 5 otwartymi kremami pod oczy. Albo z 7 odżywkami do włosów. Albo... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ale, od jakiegoś czasu postanowiłam sobie, że będę się mooooocno ograniczać, jeśli chodzi o kupowanie nowych kosmetyków. Kiepsko mi to idzie - do mojej szafki z zapasami raz po raz wprowadzają się nowi lokatorzy... To jest po prostu silniejsze ode mnie. Jednak, udało mi się zredukować ilość pootwieranych kosmetyków do hmm powiedzmy 2 kremów pod oczy i 3 odżywek :) 

No dobra, koniec tego biadolenia. Oto, co udało mi się zużyć:  

CIAŁO:
Żel pod prysznic Nivea Sunny Melon & Oil - lubię bardzo! Zakupiłam inną wersję zapachową, którą lubię jeszcze bardziej. Żel jest dość gęsty i ma w sobie małe drobinki, które rozpuszczają się zaraz po kontakcie ze skórą. Produkt nie wysuszał. No i ten zapach...
 Żel pod prysznic Original Source Vanilla & Raspberry - jest całkiem okey - taniutki, dość rzadki żelik, który pięknie pachnie. Szkoda tylko, że zapach nie utrzymywał się od zbyt długo na ciele. Produkt lekko wysuszał.  
 Żel wyszczuplający sylwetkę Nivea My Silhouette! - lekki żel, który bardzo szybko się wchłania i nie zostawia lepkiej czy tłustej powłoki. Czy wyszczupla? Eee, pewnie nie, ale lubię go za zapach i za to, jak gładką pozostawia skórę. Podobno ma w składzie ekstrakt z białej herbaty i z anyżu. Przyznam szczerze, że ani jednego, ani drugiego nie czułam. Producent twierdzi, że smarowidło pozbędzie nas do 3 cm mniej w 4 tygodnie. Cóż, mnie może ubyły z 3 mm :)
Serum antycellulitowe Perfecta Extra Slim - producent twierdzi, że pierwsze efekty będą widoczne już po tygodniu. W 3 tygodnie 60% mniej cellulitu - jaaasne. I do tego ten ohydny zapach! Fuj!
 Termoaktywne serum modelujące talię, brzuch i pośladki Eveline Slim Extreme - kolejny śmierdzący koszmarek. Balsam dawał efekt rozgrzewający - nie było to przyjemne uczucie - skóra piekła i nieprzyjemnie swędziała. Kontakt z ciepłą wodą sprawiał niemalże ból. Nigdy więcej nie kupię!
 Perfumy Avon Treselle - zapach, który przywołuje tysiące wspomnień! Wracam do niego co jakiś czas z czystego sentymentu. 
Perfumy męskie Givenchy Xeryus - ach, uwielbiam! Delikatnie korzenny zapach, kojarzący mi się z ostatnimi 2 latami mojego życia :)

WŁOSY:
 Szampon Vichy Dercos - szampon, mający hamować nadmierne wypadanie włosów. Czy działa? Sama nie wiem... Po zużyciu około 3 opakowań, moje włosy rzeczywiście wydają się mocniejsze. No i na szczotce mniej ich zostaje. Szampon ma dość gęstą konsystencję i mało przyjemny, nieco apteczny zapach. Mam w zapasie jakąś nową fioletową wersję, którą pokazywałam w zakupach z Polski. Zobaczymy.  
 Suchy szampon Batiste Fruity & Cheeky Cherry - ktoś, kto wymyślił suche szampony, powinien dostać nagrodę Nobla! Wiśniowy Batiste to moja ulubiona wersja ever! Czy zostawia biały osad? Tak, ale wystarczy odczekać chwilę, a potem wszystko wyczesać i nie ma śladu.  
 2-minutowa intensywnie nawilżająca maska do włosów Pantene Pro-V - maskę stosowałam po każdym myciu włosów i muszę przyznać, że całkiem fajnie się sprawdzała. Włosy były sypkie, lśniące i pięknie pachniały. 

____
 - znakomitość! uwielbiam kurde!
 - jest ok, ale nic ponad to...
✗ - straszność nad strasznościami! nie lubię baaaaardzo!

No, to chyba na tyle! Miłego tygodnia!
Xx

12 maja 2014

Cześć!
Coś mnie ostatnio bezsenność męczy... Po 1:00 jest a ja siedzę i klecę dla Was posta. Jutro będę chodzącym zombikiem :) No, ale do rzeczy.

Jakiś czas temu w moje łapki wpadł Lip and Cheek Stain z The Body Shop w kolorku 01 - Rose Pink. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam czego się spodziewać - był to pierwszy tego typu produkt, z jakim miałam do czynienia. Od tamtej pory minęło już kilka ładnych miesięcy - zdążyłam wypróbować inne stainy i chyba... to nie jest dla mnie. Zdecydowanie, nie jestem fanką płynnych czy żelowych 'barwników' - wolę bardziej tradycyjne formy kosmetyków. No, ale to chyba kwestia preferencji. Tak czy siak, Lip and Cheek Stain z The Body Shop nie wywarł na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Jest ok, ale nic ponad to. Powędrował w świat. 

Skład:
Water, Glycerin, Phenoxyethanol, Panthenol, Acrylates C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Methylparaben, Aminomethyl Propanol, Red 33

Plusy:
✓ ładne opakowanie - wysokiej jakości plastik;
✓ konsystencja - wodnista, żelowa, przez co dość łatwo się aplikuje;
✓ produkt jest wydajny;
✓ efekt można stopniować - pierwsza warstwa jest dość transparentna i delikatna, kolejne warstwy nieznacznie wzmacniają kolor;
✓ nadaje skórze świeży, ładny wygląd (stosowany jako róż); 
✓ nie podkreśla suchych skórek (stosowany na usta);
✓ cena (8 ml za około 12 euro) - tańszy odpowiednik dla BeneTint z Benefit.

Minusy: 
✗ nie zauważyłam, by nawilżał usta;
✗ pigmentacja jest dość delikatna, przez co ciężko uzyskać wyrazisty efekt na ustach;
✗ produkt ma tendencję do 'koncentrowania się' w wewnętrznej stronie ust;
✗ ma mało przyjemny, gorzkawo-słodki smak; 
✗ produkt dość szybko wysycha - trzeba uważać, by nie narobić sobie plam na policzkach;
✗ kolor powinien być długotrwały, tymczasem pozostaje widoczny na ustach czy policzkach przez około 4-5 godzin.

No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Używałyście tego produktu? Co o nim myślicie?
Xx

Cześć!
Coś mnie ostatnio bezsenność męczy... Po 1:00 jest a ja siedzę i klecę dla Was posta. Jutro będę chodzącym zombikiem :) No, ale do rzeczy.

Jakiś czas temu w moje łapki wpadł Lip and Cheek Stain z The Body Shop w kolorku 01 - Rose Pink. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam czego się spodziewać - był to pierwszy tego typu produkt, z jakim miałam do czynienia. Od tamtej pory minęło już kilka ładnych miesięcy - zdążyłam wypróbować inne stainy i chyba... to nie jest dla mnie. Zdecydowanie, nie jestem fanką płynnych czy żelowych 'barwników' - wolę bardziej tradycyjne formy kosmetyków. No, ale to chyba kwestia preferencji. Tak czy siak, Lip and Cheek Stain z The Body Shop nie wywarł na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Jest ok, ale nic ponad to. Powędrował w świat. 

Skład:
Water, Glycerin, Phenoxyethanol, Panthenol, Acrylates C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Methylparaben, Aminomethyl Propanol, Red 33

Plusy:
✓ ładne opakowanie - wysokiej jakości plastik;
✓ konsystencja - wodnista, żelowa, przez co dość łatwo się aplikuje;
✓ produkt jest wydajny;
✓ efekt można stopniować - pierwsza warstwa jest dość transparentna i delikatna, kolejne warstwy nieznacznie wzmacniają kolor;
✓ nadaje skórze świeży, ładny wygląd (stosowany jako róż); 
✓ nie podkreśla suchych skórek (stosowany na usta);
✓ cena (8 ml za około 12 euro) - tańszy odpowiednik dla BeneTint z Benefit.

Minusy: 
✗ nie zauważyłam, by nawilżał usta;
✗ pigmentacja jest dość delikatna, przez co ciężko uzyskać wyrazisty efekt na ustach;
✗ produkt ma tendencję do 'koncentrowania się' w wewnętrznej stronie ust;
✗ ma mało przyjemny, gorzkawo-słodki smak; 
✗ produkt dość szybko wysycha - trzeba uważać, by nie narobić sobie plam na policzkach;
✗ kolor powinien być długotrwały, tymczasem pozostaje widoczny na ustach czy policzkach przez około 4-5 godzin.

No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Używałyście tego produktu? Co o nim myślicie?
Xx

5 maja 2014

No to nadszedł czas na drugą (i zarazem ostatnią) porcję zakuposków z Polski! Pierwszą część znajdziecie tutaj. Przyznam szczerze, że jestem dość mocno zaskoczona tym, ileż mi się tego nazbierało. Cóż... Powinnam się cieszyć, że nie trafiłam na żadną promocję w stylu -49%, bo musiałabym drugi bagaż wykupić :)
Oto, druga porcja zdobyczy:   



Upolowałam:
▶ Pantene Pro-V - błyskawicznie regenerująca odżywka w sprayu - intensywna regeneracja
▶ Phytorelax Laboratories, Olio di Argan - Anti-Frizz Serum 
▶ Vichy Dercos Neogenic - szampon przywracający gęstość włosów
▶ Vichy Dercos - szampon przeciw wypadaniu włosów 
▶ Lirene Stop Cellulit - aktywne serum antycellulitowe
▶ Eveline Slim Extreme 4D Dermapharm - koncentrat antycellulitowy
▶ Uriage - woda termalna
▶ Pullana Collagen - serum do twarzy
▶ Pullana Collagen Multi-Active Cream
▶ DermoFuture Hialuronowy Wypełniacz Ust
▶ Biosilk - rozczesywanie bez łez
▶ Eveline - 100% kwas hialuronowy
▶ Floslek - żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem i rumiankiem
▶ Nivea pure and natural - dezodorant bez aluminium!!
▶ Regenerum - regeneracyjne serum do paznokci
▶ Beauty Formulas - paski na nos z aktywnym węglem
▶ Eveline 8 w 1 - skoncentrowana odżywka do paznokci
▶ L'Orela Power Kera-Recharge - ampułka keratynowa do włosów
▶ Szminka GoldenRose Velver Matte - odcień 09
▶ Szminka GoldenRose Velver Matte - odcień 10



Cen niestety nie pamiętam :( 
Miałyście któryś z tych produktów? 
Xx

No to nadszedł czas na drugą (i zarazem ostatnią) porcję zakuposków z Polski! Pierwszą część znajdziecie tutaj. Przyznam szczerze, że jestem dość mocno zaskoczona tym, ileż mi się tego nazbierało. Cóż... Powinnam się cieszyć, że nie trafiłam na żadną promocję w stylu -49%, bo musiałabym drugi bagaż wykupić :)
Oto, druga porcja zdobyczy:   



Upolowałam:
▶ Pantene Pro-V - błyskawicznie regenerująca odżywka w sprayu - intensywna regeneracja
▶ Phytorelax Laboratories, Olio di Argan - Anti-Frizz Serum 
▶ Vichy Dercos Neogenic - szampon przywracający gęstość włosów
▶ Vichy Dercos - szampon przeciw wypadaniu włosów 
▶ Lirene Stop Cellulit - aktywne serum antycellulitowe
▶ Eveline Slim Extreme 4D Dermapharm - koncentrat antycellulitowy
▶ Uriage - woda termalna
▶ Pullana Collagen - serum do twarzy
▶ Pullana Collagen Multi-Active Cream
▶ DermoFuture Hialuronowy Wypełniacz Ust
▶ Biosilk - rozczesywanie bez łez
▶ Eveline - 100% kwas hialuronowy
▶ Floslek - żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem i rumiankiem
▶ Nivea pure and natural - dezodorant bez aluminium!!
▶ Regenerum - regeneracyjne serum do paznokci
▶ Beauty Formulas - paski na nos z aktywnym węglem
▶ Eveline 8 w 1 - skoncentrowana odżywka do paznokci
▶ L'Orela Power Kera-Recharge - ampułka keratynowa do włosów
▶ Szminka GoldenRose Velver Matte - odcień 09
▶ Szminka GoldenRose Velver Matte - odcień 10



Cen niestety nie pamiętam :( 
Miałyście któryś z tych produktów? 
Xx

20 kwietnia 2014

Ha! No to się narobiło... Lato za pasem, a ja chyba z 5 kilo przez 2 dni przytyłam :) A miałam się za siebie wziąć... I co? I nic! Jak zwykle... A na domiar złego w piekarniku dojrzewa dorodny sernik! Matkooooo, jak to pachnie! Szkoda, że nie możecie tego poczuć! Kurde, jak tak dalej pójdzie, to w żadne spodnie się nie zmieszczę :) Teraz również oderwałam się od wielkanocnego stołu, by na szybciora naskrobać kilka słów. Ach, pochwalę się jeszcze moim koszyczkiem, wypełnionym oczywiście... czekoladą:


Z okazji świąt życzę Wam wszystkiego, co najlepsze! I pamiętajcie, marzenia się spełniają, więc DREAM BIG! Warto! ;)

Xx

Ha! No to się narobiło... Lato za pasem, a ja chyba z 5 kilo przez 2 dni przytyłam :) A miałam się za siebie wziąć... I co? I nic! Jak zwykle... A na domiar złego w piekarniku dojrzewa dorodny sernik! Matkooooo, jak to pachnie! Szkoda, że nie możecie tego poczuć! Kurde, jak tak dalej pójdzie, to w żadne spodnie się nie zmieszczę :) Teraz również oderwałam się od wielkanocnego stołu, by na szybciora naskrobać kilka słów. Ach, pochwalę się jeszcze moim koszyczkiem, wypełnionym oczywiście... czekoladą:


Z okazji świąt życzę Wam wszystkiego, co najlepsze! I pamiętajcie, marzenia się spełniają, więc DREAM BIG! Warto! ;)

Xx

5 kwietnia 2014

Dziś zapraszam Was na pierwszą część zakuposków z Polski :) Wiem, wiem... miałam nic nie kupować, no ale co ja mogę poradzić? To jest silniejsze ode mnie... No, ale do rzeczy.
Pod koniec marca wybrałam się do rodzinki do Łodzi. No i jak to zwykle bywa, udałam się na polowanie do Manufaktury, Galerii, Portu. Miałam nadzieję znaleźć jakiegoś fajnego ciuszka, ale niestety... Z ubrań kupiłam jedynie bluzę dresową... Nic kompletnie nie znalazłam. Meeeega rozczarowanie! Ale za to poszalałam z kosmetykami. Z góry przepraszam za jakość zdjęć - wszystko robione telefonem.
Oto pierwsza porcja zdobyczy:


Upolowałam:
▶ Lakier Essie w kolorze Fiji
▶ Lakier Essie w kolorze Cute as Button
▶ Flos-Lek Żel ze świetlikiem lekarskim 
▶ Krem BB Vichy Idealia w odcieniu Light
▶ Krem BB Vichy Idealia w odcieniu Medium
▶ Serum Vichy Idealia 
▶ Garnier Płyn Micelarny
▶ L'Oreal Dwufazowy Płyn do demakijażu oczu
▶ Szminka w kremie Nyx Soft Matte Lip Cream w kolorze Antwerp
▶ Szminka Golden Rose Velvet Matte w kolorze 02
▶ Szminka Astor Soft Sensation w kolorze Attractive Coral 403
▶ Witaminki Capivit Total Action
▶ Maseczki Ziaja oraz Eveline.

Cen niestety nie pamiętam :(
Miałyście któryś z tych kosmetyków? Ja niebawem zaczynam testowanie. Obiecałam sobie, że skończę najpierw to, co mam pootwierane, ale hmm nie wiem czy dam radę dotrzymać słowa.

Już wkrótce kolejna porcja zdobyczy. A tymczasem wracam do relaksowania się na balkonie!


Ciao! :)
Xx

Dziś zapraszam Was na pierwszą część zakuposków z Polski :) Wiem, wiem... miałam nic nie kupować, no ale co ja mogę poradzić? To jest silniejsze ode mnie... No, ale do rzeczy.
Pod koniec marca wybrałam się do rodzinki do Łodzi. No i jak to zwykle bywa, udałam się na polowanie do Manufaktury, Galerii, Portu. Miałam nadzieję znaleźć jakiegoś fajnego ciuszka, ale niestety... Z ubrań kupiłam jedynie bluzę dresową... Nic kompletnie nie znalazłam. Meeeega rozczarowanie! Ale za to poszalałam z kosmetykami. Z góry przepraszam za jakość zdjęć - wszystko robione telefonem.
Oto pierwsza porcja zdobyczy:


Upolowałam:
▶ Lakier Essie w kolorze Fiji
▶ Lakier Essie w kolorze Cute as Button
▶ Flos-Lek Żel ze świetlikiem lekarskim 
▶ Krem BB Vichy Idealia w odcieniu Light
▶ Krem BB Vichy Idealia w odcieniu Medium
▶ Serum Vichy Idealia 
▶ Garnier Płyn Micelarny
▶ L'Oreal Dwufazowy Płyn do demakijażu oczu
▶ Szminka w kremie Nyx Soft Matte Lip Cream w kolorze Antwerp
▶ Szminka Golden Rose Velvet Matte w kolorze 02
▶ Szminka Astor Soft Sensation w kolorze Attractive Coral 403
▶ Witaminki Capivit Total Action
▶ Maseczki Ziaja oraz Eveline.

Cen niestety nie pamiętam :(
Miałyście któryś z tych kosmetyków? Ja niebawem zaczynam testowanie. Obiecałam sobie, że skończę najpierw to, co mam pootwierane, ale hmm nie wiem czy dam radę dotrzymać słowa.

Już wkrótce kolejna porcja zdobyczy. A tymczasem wracam do relaksowania się na balkonie!


Ciao! :)
Xx

16 marca 2014

Dzień doberek :)

Dzisiejszy post nie będzie poświęcony kosmetykom. Ani makijażowi. Dzisiejszy post będzie nieco inny od pozostałych. Nadaję już do Was kilka ładnych miesięcy, a tak naprawdę nie miałam jeszcze okazji opowiedzieć Wam o tym, co poza pracą, make-upem i sesjami mnie kręci. Poznajcie moją drugą miłość: motocykle. 
Zaczęło się dość niewinnie, jeszcze w liceum. Wodziłam wzrokiem za ścigami, wyobrażając sobie, że kiedyś sama takiego będę dosiadać. Potem, po wyjeździe za granicę, poznałam Piotrusia (fotografa, o którym tak często wspominam) i jego Niunię (przemianowaną później na Czerwonego). No i przepadłam! Całkowicie! Wspólne przejażdżki podsyciły mój zapał.
Szczerze, to nigdy nie myślałam, że będę jeździć - jestem drobna, siły mam tyle, co chomik, moja orientacja w terenie jest równa zeru... Tak, zdecydowanie... Wydawało mi się, że jest to totalnie poza moim zasięgiem (tym bardziej, że nie mam prawa jazdy na samochody). Należę jednak do osób, które lubią udowadniać sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Lubię przekraczać własne granice. Tak było i tym razem - zawzięłam się w sobie i zaczęłam działać! Zdałam egzamin z teorii i poleciałam do salonu. Wiedziałam, że nie będzie odwrotu! Po miesiącu w garażu zamieszkała nowiutka dziewczynka! Czarna! Razem z Czerwonym stanowią piękną parę! :) :)  
Dobra, koniec tych sentymentów :) Pokażę Wam kilka zdjęć z naszych wspólnych wypraw.

Fotki z przejażdżki do Bective Abbey - prawdziwie magicznego miejsca:


1. Brama gdzieś w Co. Meath.
2. Bective Abbey - ruiny klasztoru z 1147 r. 
3. Zwiedzanie. 
4. Kaaaawka po długim dniu!

Kilka przypadkowych migawek oraz Chłopiec i Dziewczynka w pełnej krasie:


1. Stado jeleni w Phoenix Park.
2. Zakochana para: Czarna i Czerwony.
3. Nasze czaderskie breloczki do kluczyków! A co!
4. Lubimy błądzić :) Gdzieś na środku pustkowia :)

Jak wiecie, mieszkam w Irlandii - tu sezon trwa cały rok! Oto dowód! Nasze zimowe kwiaciory:


1. Lunchyk w St. Stephen's Green Park - początek lutego i wiosna w pełni!
2. Kawka na świeżym powietrzu w Donadea Park - piękna miejscówka! Zamek, jeziorko... Ach! 
3. Wyprawa na zakupki do Kildare Village - outletowe szaleństwa! I niestety, szare niebo. 
4. Phoenix Park - fotka zdaje się ze stycznia :)

No, to chyba na tyle! Lecę rozgrzewać silnik! :)

Buziole! 

Dzień doberek :)

Dzisiejszy post nie będzie poświęcony kosmetykom. Ani makijażowi. Dzisiejszy post będzie nieco inny od pozostałych. Nadaję już do Was kilka ładnych miesięcy, a tak naprawdę nie miałam jeszcze okazji opowiedzieć Wam o tym, co poza pracą, make-upem i sesjami mnie kręci. Poznajcie moją drugą miłość: motocykle. 
Zaczęło się dość niewinnie, jeszcze w liceum. Wodziłam wzrokiem za ścigami, wyobrażając sobie, że kiedyś sama takiego będę dosiadać. Potem, po wyjeździe za granicę, poznałam Piotrusia (fotografa, o którym tak często wspominam) i jego Niunię (przemianowaną później na Czerwonego). No i przepadłam! Całkowicie! Wspólne przejażdżki podsyciły mój zapał.
Szczerze, to nigdy nie myślałam, że będę jeździć - jestem drobna, siły mam tyle, co chomik, moja orientacja w terenie jest równa zeru... Tak, zdecydowanie... Wydawało mi się, że jest to totalnie poza moim zasięgiem (tym bardziej, że nie mam prawa jazdy na samochody). Należę jednak do osób, które lubią udowadniać sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Lubię przekraczać własne granice. Tak było i tym razem - zawzięłam się w sobie i zaczęłam działać! Zdałam egzamin z teorii i poleciałam do salonu. Wiedziałam, że nie będzie odwrotu! Po miesiącu w garażu zamieszkała nowiutka dziewczynka! Czarna! Razem z Czerwonym stanowią piękną parę! :) :)  
Dobra, koniec tych sentymentów :) Pokażę Wam kilka zdjęć z naszych wspólnych wypraw.

Fotki z przejażdżki do Bective Abbey - prawdziwie magicznego miejsca:


1. Brama gdzieś w Co. Meath.
2. Bective Abbey - ruiny klasztoru z 1147 r. 
3. Zwiedzanie. 
4. Kaaaawka po długim dniu!

Kilka przypadkowych migawek oraz Chłopiec i Dziewczynka w pełnej krasie:


1. Stado jeleni w Phoenix Park.
2. Zakochana para: Czarna i Czerwony.
3. Nasze czaderskie breloczki do kluczyków! A co!
4. Lubimy błądzić :) Gdzieś na środku pustkowia :)

Jak wiecie, mieszkam w Irlandii - tu sezon trwa cały rok! Oto dowód! Nasze zimowe kwiaciory:


1. Lunchyk w St. Stephen's Green Park - początek lutego i wiosna w pełni!
2. Kawka na świeżym powietrzu w Donadea Park - piękna miejscówka! Zamek, jeziorko... Ach! 
3. Wyprawa na zakupki do Kildare Village - outletowe szaleństwa! I niestety, szare niebo. 
4. Phoenix Park - fotka zdaje się ze stycznia :)

No, to chyba na tyle! Lecę rozgrzewać silnik! :)

Buziole! 

17 lutego 2014

Hello!

Ach, poniedziałek... Przede mną dość ciężki tydzień. Już na samą myśl robię się zmęczona :) Nie mam pojęcia, co ostatnio dzieje się z czasem - wygląda na to, że coś go po prostu poooochałnia! Praca, dom, praca, sesje i tak w kółko. Lubię być zajęta, ale chyba czas pomyśleć o jakichś wakacjach... :) No, dość marudzenia! Pora na łyka kawy i szybkiego pościka!

Jakiś czas temu wrzuciłam kilka fotek z jednej z naszych sesji w stylu a'la Pin-up z moją przyjaciółką Gabi. Dziś opowiem Wam pokrótce, jak powstał makijaż noszony przez modelkę :) Nie muszę chyba mówić, że Gabi jest prześliczna i niewiele trzeba, by podkreślić jej urodę. Postawiliśmy na dość delikatny make-upik.

OCZY:

1. Na całą powiekę nałożyłam bazę pod cienie. Użyłam mojej ulubionej Primer Potion z Urban Decay w odcieniu Eden. Produkt ten daje delikatne krycie i jest całkowicie matowy.
2. Wewnętrzną część powieki rozjaśniłam beżowym cieniem (nieco jaśniejszym od koloru skóry).
3. Zewnętrzny kącik oka zaakcentowałam chłodnym odcieniem brązu i delikatnie roztarłam granice między kolorami.
4. Ten sam odcień brązu powędrował tuż nad załamanie powieki.
5. Łuk brwiowy podkreśliłam mlecznym kolorkiem. Całość delikatnie roztarłam przy użyciu czystego pędzelka.
7. Na linię wodną naniosłam białą kredkę. Dolną powiekę zaakcentowałam cieniem o kolorze kawy z mlekiem.
8. Nadszedł czas na główną atrakcję - eyeliner. Kreska powinna kierować się ku górze i łączyć z brązem w zewnętrznym kąciku.
9. Dokleiłam rzęsiska, dołożyłam maskarę i zaznaczyłam brwi. Ot makijaż oka gotowy!  

BUŹKA:

1. Na początku zajęłam się przygotowaniem twarzy. Przemyłam skórę płynem micelarnym oraz nałożyłam krem nawilżający. Odczekałam kilka minut i nałożyłam matującą bazę.
2. Wybrałam podkład bez SPF, by uniknąć 'flash backów' (podkład z wysokim SPF może dawać efekt białej twarz na fotografiach zrobionych z lampą błyskową).
3. Pod oczy nałożyłam mocno kryjący korektor w nieco jaśniejszym odcieniu, by delikatnie rozświetlić ten obszar.
4. Zamaskowałam niedoskonałości silnie kryjącym kamuflażem. 
5. Całość przypudrowałam pudrem sypkim, którego recenzję możecie znaleźć tutaj.
6. Wykonturowałam twarz, nałożyłam brzoskwiniowy róż, a kości policzkowe zaakcentowałam jasnym rozświetlaczem z minimalną ilością drobinek. 
7. Na usta nałożyłam pomadkę w kolorze cukierkowego różu, a środek dolnej wargi zaznaczyłam błyszczykiem w odcieniu nude.

No! To chyba tyle. Czas uciekać na śniadanko! Hmm mówiąc o jedzeniu...  



Przypominam również o wynikach naszej małej zabawy. Upominek specjalny powędrował dziś do Amelinki, a paletka do Arcy Joko. Dalej czekam na adres od Celiny Martyniak. Kochana, wyślij mi proszę wiadomość na wingsofenvy@gmail.com :)

Pozdrawiam cieplutko!
Xx

Hello!

Ach, poniedziałek... Przede mną dość ciężki tydzień. Już na samą myśl robię się zmęczona :) Nie mam pojęcia, co ostatnio dzieje się z czasem - wygląda na to, że coś go po prostu poooochałnia! Praca, dom, praca, sesje i tak w kółko. Lubię być zajęta, ale chyba czas pomyśleć o jakichś wakacjach... :) No, dość marudzenia! Pora na łyka kawy i szybkiego pościka!

Jakiś czas temu wrzuciłam kilka fotek z jednej z naszych sesji w stylu a'la Pin-up z moją przyjaciółką Gabi. Dziś opowiem Wam pokrótce, jak powstał makijaż noszony przez modelkę :) Nie muszę chyba mówić, że Gabi jest prześliczna i niewiele trzeba, by podkreślić jej urodę. Postawiliśmy na dość delikatny make-upik.

OCZY:

1. Na całą powiekę nałożyłam bazę pod cienie. Użyłam mojej ulubionej Primer Potion z Urban Decay w odcieniu Eden. Produkt ten daje delikatne krycie i jest całkowicie matowy.
2. Wewnętrzną część powieki rozjaśniłam beżowym cieniem (nieco jaśniejszym od koloru skóry).
3. Zewnętrzny kącik oka zaakcentowałam chłodnym odcieniem brązu i delikatnie roztarłam granice między kolorami.
4. Ten sam odcień brązu powędrował tuż nad załamanie powieki.
5. Łuk brwiowy podkreśliłam mlecznym kolorkiem. Całość delikatnie roztarłam przy użyciu czystego pędzelka.
7. Na linię wodną naniosłam białą kredkę. Dolną powiekę zaakcentowałam cieniem o kolorze kawy z mlekiem.
8. Nadszedł czas na główną atrakcję - eyeliner. Kreska powinna kierować się ku górze i łączyć z brązem w zewnętrznym kąciku.
9. Dokleiłam rzęsiska, dołożyłam maskarę i zaznaczyłam brwi. Ot makijaż oka gotowy!  

BUŹKA:

1. Na początku zajęłam się przygotowaniem twarzy. Przemyłam skórę płynem micelarnym oraz nałożyłam krem nawilżający. Odczekałam kilka minut i nałożyłam matującą bazę.
2. Wybrałam podkład bez SPF, by uniknąć 'flash backów' (podkład z wysokim SPF może dawać efekt białej twarz na fotografiach zrobionych z lampą błyskową).
3. Pod oczy nałożyłam mocno kryjący korektor w nieco jaśniejszym odcieniu, by delikatnie rozświetlić ten obszar.
4. Zamaskowałam niedoskonałości silnie kryjącym kamuflażem. 
5. Całość przypudrowałam pudrem sypkim, którego recenzję możecie znaleźć tutaj.
6. Wykonturowałam twarz, nałożyłam brzoskwiniowy róż, a kości policzkowe zaakcentowałam jasnym rozświetlaczem z minimalną ilością drobinek. 
7. Na usta nałożyłam pomadkę w kolorze cukierkowego różu, a środek dolnej wargi zaznaczyłam błyszczykiem w odcieniu nude.

No! To chyba tyle. Czas uciekać na śniadanko! Hmm mówiąc o jedzeniu...  



Przypominam również o wynikach naszej małej zabawy. Upominek specjalny powędrował dziś do Amelinki, a paletka do Arcy Joko. Dalej czekam na adres od Celiny Martyniak. Kochana, wyślij mi proszę wiadomość na wingsofenvy@gmail.com :)

Pozdrawiam cieplutko!
Xx

1 lutego 2014

Dzień doberek!

Informuję wszem i wobec, żeeee... blog WoE bierze udział w konkursie na blog roku 2013.
"Co tej dziewczynie strzeliło do głowy?! Dopiero założyła bloga, nie ma nawet 100 obserwatorów i już się pcha nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co!" można by pomyśleć :) Wiem, wiem... nie mam zbyt dużych szans, ale jak to mówią "kto nie gra ten nie wygrywa". Całą zabawę traktuję z lekkim przymrużeniem oka, no może poza jednym jej aspektem. Otóż głosowanie odbywa się poprzez SMS, którego koszt to jedyne 1.23 zł. Cały dochód zostanie przekazany Łódzkiej Fundacji Gajusz, która prowadzi hospicjum dla osieroconych dzieci. Jestem szczęśliwa, że mogę w jakiś sposób wesprzeć inicjatywę. Zachęcam zatem do głosowania.

Jeśli spodobał się Wam mój blog, będę mega wdzięczna za SMSka o treści D00100 na numer 7122 :) 
(Uwaga: 0 w numerze bloga to zera)


Ach, no i na koniec przypominam o małej zabawie. Jedynym wymogiem jest... kreatywność :) Napisz, z czym kojarzy Ci się zamieszczone tutaj zdjęcie i zgarnij paletkę Wet n Wild:



Pozdrawiam cieplutko! Miłego wieczorka!
Xx

Dzień doberek!

Informuję wszem i wobec, żeeee... blog WoE bierze udział w konkursie na blog roku 2013.
"Co tej dziewczynie strzeliło do głowy?! Dopiero założyła bloga, nie ma nawet 100 obserwatorów i już się pcha nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co!" można by pomyśleć :) Wiem, wiem... nie mam zbyt dużych szans, ale jak to mówią "kto nie gra ten nie wygrywa". Całą zabawę traktuję z lekkim przymrużeniem oka, no może poza jednym jej aspektem. Otóż głosowanie odbywa się poprzez SMS, którego koszt to jedyne 1.23 zł. Cały dochód zostanie przekazany Łódzkiej Fundacji Gajusz, która prowadzi hospicjum dla osieroconych dzieci. Jestem szczęśliwa, że mogę w jakiś sposób wesprzeć inicjatywę. Zachęcam zatem do głosowania.

Jeśli spodobał się Wam mój blog, będę mega wdzięczna za SMSka o treści D00100 na numer 7122 :) 
(Uwaga: 0 w numerze bloga to zera)


Ach, no i na koniec przypominam o małej zabawie. Jedynym wymogiem jest... kreatywność :) Napisz, z czym kojarzy Ci się zamieszczone tutaj zdjęcie i zgarnij paletkę Wet n Wild:



Pozdrawiam cieplutko! Miłego wieczorka!
Xx

26 stycznia 2014

Ha! To znowu ja! :)

Jakiś czas temu pisałam o nowym projekcie, nad którym pracujemy z moim ulubionym fotografem. Dziś spieszę z kolejnym zdjęciem naszego autorstwa, które "zmajstrowaliśmy" dla salonu fryzjerskiego Beauty Academy z Dun Laoghaire. 

Tym razem będzie bardziej... cukierkowo :) Osobiście wolę nieco cięższe klimaty, ale generalnie jestem zadowolona z efektu końcowego :)

Przyznam szczerze, że zdjęcie powstało całkiem spontanicznie - nie mieliśmy konkretnej koncepcji, co się rzadko zdarza. Zazwyczaj planujemy każdą sesję, dopracowujemy szczegóły - pozostawiamy sobie jednak sporo luzu, by mieć miejsce na improwizację. Staramy się jednak, by każda nasza praca opowiadała jakaś historię, by niosła ze sobą emocje. 

Tym razem postawiliśmy na symbolikę. Nie chcę narzucać nikomu interpretacji, więc powiem tylko, że "znaczenia" doszukuję się tu przede wszystkim w zegarze, makach, bajkowym ubraniu i szalonej fryzurze. 


Lost time is never found again...

Zdjęcie, makijaż, stylizacja: ConFusion
Włosy: Renata Zaborek
Gorset oraz nakrycie głowy: Claire Garvey
Modelka: Roma Sawicki

Jestem bardzo ciekawa, jak Wy odbieracie to zdjęcie? Jaka jest Wasza interpretacja? Doszukaliście się tu jakiegoś przesłania? Jeśli tak, to koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzu. Będzie mi niezmiernie miło!

Ha! Właściwie toooo... przyszło mi do głowy, ze mogłabym z tego urządzić małą zabawę :)

___________
UWAGA: KONKURS! :)

Spośród wszystkich propozycji wybiorę jedną, która najbardziej przypadnie mi do gustu. Autor/ka otrzyma ode mnie mały upominek - paletkę cieni z Wet n Wild (wybiorę 2 osoby).


Wyniki ogłoszę 9 lutego (poniżej w tym poście). Wymagania? Kreatywność :) 
No i oczywiście zapraszam do dołączenia do obserwatorów :)

Dobra, lecę psiaka wyprowadzić, póki pogoda dopisuje :) Paaa!
Xx

___________
WYNIKI! (edit: 10/02)

Ha! Zegar wybił północ! Czas na ogłoszenie wyników naszej małej zabawy!
Przede wszystkim dziękuję za komentarze! Jest mi niezmiernie miło i gdybym mogła, to każdej z Was wysłałabym mały upominek, ale jak wiecie, mam tylko 2 paletki. Tym razem powędrują one do:

- Arcy Joko
- Celiny Martyniak
- Amelianka natomiast otrzyma nagrodę specjalną :)

Wymienione powyżej dziewczyny proszę o kontakt emailowy: wingsofenvy@gmail.com lub info@wingsofenvy.com :)

Buziole! No i miłego poniedziałku!

Ha! To znowu ja! :)

Jakiś czas temu pisałam o nowym projekcie, nad którym pracujemy z moim ulubionym fotografem. Dziś spieszę z kolejnym zdjęciem naszego autorstwa, które "zmajstrowaliśmy" dla salonu fryzjerskiego Beauty Academy z Dun Laoghaire. 

Tym razem będzie bardziej... cukierkowo :) Osobiście wolę nieco cięższe klimaty, ale generalnie jestem zadowolona z efektu końcowego :)

Przyznam szczerze, że zdjęcie powstało całkiem spontanicznie - nie mieliśmy konkretnej koncepcji, co się rzadko zdarza. Zazwyczaj planujemy każdą sesję, dopracowujemy szczegóły - pozostawiamy sobie jednak sporo luzu, by mieć miejsce na improwizację. Staramy się jednak, by każda nasza praca opowiadała jakaś historię, by niosła ze sobą emocje. 

Tym razem postawiliśmy na symbolikę. Nie chcę narzucać nikomu interpretacji, więc powiem tylko, że "znaczenia" doszukuję się tu przede wszystkim w zegarze, makach, bajkowym ubraniu i szalonej fryzurze. 


Lost time is never found again...

Zdjęcie, makijaż, stylizacja: ConFusion
Włosy: Renata Zaborek
Gorset oraz nakrycie głowy: Claire Garvey
Modelka: Roma Sawicki

Jestem bardzo ciekawa, jak Wy odbieracie to zdjęcie? Jaka jest Wasza interpretacja? Doszukaliście się tu jakiegoś przesłania? Jeśli tak, to koniecznie podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzu. Będzie mi niezmiernie miło!

Ha! Właściwie toooo... przyszło mi do głowy, ze mogłabym z tego urządzić małą zabawę :)

___________
UWAGA: KONKURS! :)

Spośród wszystkich propozycji wybiorę jedną, która najbardziej przypadnie mi do gustu. Autor/ka otrzyma ode mnie mały upominek - paletkę cieni z Wet n Wild (wybiorę 2 osoby).


Wyniki ogłoszę 9 lutego (poniżej w tym poście). Wymagania? Kreatywność :) 
No i oczywiście zapraszam do dołączenia do obserwatorów :)

Dobra, lecę psiaka wyprowadzić, póki pogoda dopisuje :) Paaa!
Xx

___________
WYNIKI! (edit: 10/02)

Ha! Zegar wybił północ! Czas na ogłoszenie wyników naszej małej zabawy!
Przede wszystkim dziękuję za komentarze! Jest mi niezmiernie miło i gdybym mogła, to każdej z Was wysłałabym mały upominek, ale jak wiecie, mam tylko 2 paletki. Tym razem powędrują one do:

- Arcy Joko
- Celiny Martyniak
- Amelianka natomiast otrzyma nagrodę specjalną :)

Wymienione powyżej dziewczyny proszę o kontakt emailowy: wingsofenvy@gmail.com lub info@wingsofenvy.com :)

Buziole! No i miłego poniedziałku!

20 stycznia 2014

Dzień doberek :)

Jakiś czas temu zebrało mnie na porządki w toaletce. Należę do osób, które przykładają znacznie większą uwagę do makijażu oczu niż ust, stąd spodziewałam się dość pokaźnych zbiorów cieni i innych mazideł do powiek, ale skąd wzięło się u mnie tyle szminek i błyszczyków? To nieco przerażające. Kiedy ja to wszystko zdążyłam nakupować? Tak czy siak, dzięki porządkom przypomniałam sobie o kilku produktach, których od dawna nie używałam. 

Dziś spieszę do Was z recenzją sztyftów Revlon Just Bitten Kissable Balm Stains, które z założenia mają być połączeniem balsamu do ust oraz produktu typu „stain”, długotrwale barwiącego usta. 

Do wyboru mamy zdaje się około 7 kolorków (lub 12 w zależności od kraju) od cielistych poprzez żywe róże i czerwienie do głębokich burgundów. W moje łapki wpadły:

Honey - delikatny, codzienny kolorek, niewiele różniący się od naturalnej barwy ust;
Crush - mocny kolor, bordo z domieszką fioletu;
Darling - przydymiony, liliowy odcień;
Cherish - delikatny, różowy kolor.

Przyznam, że nie było łatwo zadecydować :) Pamiętam, że początkowo wybrałam tylko jeden kolorek – Honey – szukałam czegoś, co mogłabym stosować na co dzień, a ten zdawał się być idealny. Szybko wróciłam po więcej. Bardzo spodobało mi się wykończenie oraz długotrwały efekt, więc bez zastanowienia złapałam kolejne 3 Balm Stainy. Łatwo wywnioskować, że produkty całkiem przypadły mi do gustu. 

Oto jak się prezentują swatche (kolejność od dołu: Honey, Cherish, Darling, Crush):



I zbliżenie (kolejność od dołu: Honey, Cherish, Darling, Crush):



Plusy:
✓ opakowanie jest solidnie wykonane - wysokiej jakości plastik; wysuwana kredka, której nie trzeba temperować;
✓ konsystencja - jest dość twarda (nie warzy się, nie klei się i nie roztapia pod wpływem ciepła), ale mimo to pięknie sunie po ustach. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z kredkami świecowymi;
✓ produkt jest niezwykle wydajny;
✓ lekko nawilża usta - tworzy na nich tak jakby "woskową" warstwę ochronną (spotkałam się co prawda z mieszanymi opiniami na ten temat);
✓ wykończenie jest błyszczące (po "zjedzeniu" pozostaje sam kolor);
✓ efekt można stopniować - pierwsza warstwa jest dość transparentna i delikatna, kolejne warstwy znacznie wzmacniają kolor;
✓ kolor jest długotrwały - "wżera się" w usta i pozostaje widoczny przez kilka godzin;
✓ nie podkreśla suchych skórek (tutaj opinie również są podzielone - na moich ustach sprawuje się nieźle);
✓ dość równomiernie schodzi (jaśniejsze kolory);
✓  nie tworzy prześwitów;

Minusy: 
✗ mentolowy, nieco drażniący zapach;
✗ mimo, że produkt lekko nawilża, nie można przypisac mu właściwości typowego balsamu;
✗ ciemniejsze kolory schodzą dość nierównomiernie - mogą pozostawiać obwódkę na ustach (przy "zjadaniu się");
✗ cena (około 8-10 euro za 2.7g).

No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Używałyście tego produktu? Co o nim myślicie?
Xx

Dzień doberek :)

Jakiś czas temu zebrało mnie na porządki w toaletce. Należę do osób, które przykładają znacznie większą uwagę do makijażu oczu niż ust, stąd spodziewałam się dość pokaźnych zbiorów cieni i innych mazideł do powiek, ale skąd wzięło się u mnie tyle szminek i błyszczyków? To nieco przerażające. Kiedy ja to wszystko zdążyłam nakupować? Tak czy siak, dzięki porządkom przypomniałam sobie o kilku produktach, których od dawna nie używałam. 

Dziś spieszę do Was z recenzją sztyftów Revlon Just Bitten Kissable Balm Stains, które z założenia mają być połączeniem balsamu do ust oraz produktu typu „stain”, długotrwale barwiącego usta. 

Do wyboru mamy zdaje się około 7 kolorków (lub 12 w zależności od kraju) od cielistych poprzez żywe róże i czerwienie do głębokich burgundów. W moje łapki wpadły:

Honey - delikatny, codzienny kolorek, niewiele różniący się od naturalnej barwy ust;
Crush - mocny kolor, bordo z domieszką fioletu;
Darling - przydymiony, liliowy odcień;
Cherish - delikatny, różowy kolor.

Przyznam, że nie było łatwo zadecydować :) Pamiętam, że początkowo wybrałam tylko jeden kolorek – Honey – szukałam czegoś, co mogłabym stosować na co dzień, a ten zdawał się być idealny. Szybko wróciłam po więcej. Bardzo spodobało mi się wykończenie oraz długotrwały efekt, więc bez zastanowienia złapałam kolejne 3 Balm Stainy. Łatwo wywnioskować, że produkty całkiem przypadły mi do gustu. 

Oto jak się prezentują swatche (kolejność od dołu: Honey, Cherish, Darling, Crush):



I zbliżenie (kolejność od dołu: Honey, Cherish, Darling, Crush):



Plusy:
✓ opakowanie jest solidnie wykonane - wysokiej jakości plastik; wysuwana kredka, której nie trzeba temperować;
✓ konsystencja - jest dość twarda (nie warzy się, nie klei się i nie roztapia pod wpływem ciepła), ale mimo to pięknie sunie po ustach. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z kredkami świecowymi;
✓ produkt jest niezwykle wydajny;
✓ lekko nawilża usta - tworzy na nich tak jakby "woskową" warstwę ochronną (spotkałam się co prawda z mieszanymi opiniami na ten temat);
✓ wykończenie jest błyszczące (po "zjedzeniu" pozostaje sam kolor);
✓ efekt można stopniować - pierwsza warstwa jest dość transparentna i delikatna, kolejne warstwy znacznie wzmacniają kolor;
✓ kolor jest długotrwały - "wżera się" w usta i pozostaje widoczny przez kilka godzin;
✓ nie podkreśla suchych skórek (tutaj opinie również są podzielone - na moich ustach sprawuje się nieźle);
✓ dość równomiernie schodzi (jaśniejsze kolory);
✓  nie tworzy prześwitów;

Minusy: 
✗ mentolowy, nieco drażniący zapach;
✗ mimo, że produkt lekko nawilża, nie można przypisac mu właściwości typowego balsamu;
✗ ciemniejsze kolory schodzą dość nierównomiernie - mogą pozostawiać obwódkę na ustach (przy "zjadaniu się");
✗ cena (około 8-10 euro za 2.7g).

No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że nic nie pominęłam. Używałyście tego produktu? Co o nim myślicie?
Xx

16 stycznia 2014

Łooo! Właśnie spojrzałam w lustro i hmm... przeraziłam się! Nie dość, że ostatnio jestem mega przemęczona, to jeszcze bierze mnie jakieś choróbsko... Istny zombiaczek - czerwone oczy, przesuszona buzia i trupio-blada skóra... Oj, dawno tak kiepsko nie wyglądałam. Trzeba coś z tym zrobić.

W takich momentach sięgam zazwyczaj po nawilżające maseczki i balsam brązujący. Dziś skupię się na tym drugim.

Przyznam szczerze, że nie uznaję sztucznego opalania się na solarium. Sama myśl o tym wywołuje u mnie klaustrofobiczne odczucia. Nie cierpię również typowych samoopalaczy, głównie ze względu na ich okropny zapach. Jest on dla mnie po prostu nie do zniesienia. Próbowałam kilku produktów z tej kategorii i wszystkie, tuż po pierwszym użyciu, lądowały w koszu, a ja pod prysznicem :)

Jakiś czas temu koleżanka poleciła mi Dove Summer Glow - balsam, który stopniowo nadaje koloryt skórze i, według niej, nie śmierdzi aż tak koszmarnie. Byłam bardzo sceptycznie do niego nastawiona. Postanowiłam jednak spróbować i... w sumie nie żałuję.


Z tego, co się orientuję Dove wypuścił wersję zarówno dla jasnej, jak i śniadej karnacji. Opcją dodatkową są tu rozświetlające drobinki. Ja posiadam wersję z drobinkami dla śniadej cery.

Efekt? 
Sami oceńcie:

Przed
Po

Plusy:
✓ Typowy dla samoopalacza zapach jest co prawda lekko wyczuwalny na kilka godzin po aplikacji, ale nie ma tragedii (balsam nakładam na noc, rano biorę prysznic - da się przeżyć).
✓ Balsam nadaje ładny, naturalny kolor.
✓ Efekt widoczny jest już po 2-3 dniach codziennego stosowania.
✓ Aplikacja jest łatwa i przyjemna.
✓ Balsam nie tworzy smug.
✓ Efekt można stopniować.
✓ Lekko nawilża skórę.
✓ Dość szybko się wchłania. Nie klei się.
✓ Nie brudzi ubrań.
✓ Jest tani i ogólnie dostępny (około 3.50 euro w promocji).

Minusy:
✗ Lekko wyczuwalny smrodek.
✗ Nie nadaje się do twarzy - może zapychać.
✗ Po aplikacji sugeruję ściągnąć nadmiar produktu z dłoni mokrym ręczniczkiem - dzięki temu unikniecie efektu "białych rękawiczek" oraz nieestetycznych pomarańczowych plam.

Werdykt? 
Nie jest to produkt idealny, ale z tych, co dotychczas próbowałam, najlepszy.

No, to chyba na tyle.
Jaki jest Wasz ulubiony produkt samoopalający? Możecie coś polecić?

Łooo! Właśnie spojrzałam w lustro i hmm... przeraziłam się! Nie dość, że ostatnio jestem mega przemęczona, to jeszcze bierze mnie jakieś choróbsko... Istny zombiaczek - czerwone oczy, przesuszona buzia i trupio-blada skóra... Oj, dawno tak kiepsko nie wyglądałam. Trzeba coś z tym zrobić.

W takich momentach sięgam zazwyczaj po nawilżające maseczki i balsam brązujący. Dziś skupię się na tym drugim.

Przyznam szczerze, że nie uznaję sztucznego opalania się na solarium. Sama myśl o tym wywołuje u mnie klaustrofobiczne odczucia. Nie cierpię również typowych samoopalaczy, głównie ze względu na ich okropny zapach. Jest on dla mnie po prostu nie do zniesienia. Próbowałam kilku produktów z tej kategorii i wszystkie, tuż po pierwszym użyciu, lądowały w koszu, a ja pod prysznicem :)

Jakiś czas temu koleżanka poleciła mi Dove Summer Glow - balsam, który stopniowo nadaje koloryt skórze i, według niej, nie śmierdzi aż tak koszmarnie. Byłam bardzo sceptycznie do niego nastawiona. Postanowiłam jednak spróbować i... w sumie nie żałuję.


Z tego, co się orientuję Dove wypuścił wersję zarówno dla jasnej, jak i śniadej karnacji. Opcją dodatkową są tu rozświetlające drobinki. Ja posiadam wersję z drobinkami dla śniadej cery.

Efekt? 
Sami oceńcie:

Przed
Po

Plusy:
✓ Typowy dla samoopalacza zapach jest co prawda lekko wyczuwalny na kilka godzin po aplikacji, ale nie ma tragedii (balsam nakładam na noc, rano biorę prysznic - da się przeżyć).
✓ Balsam nadaje ładny, naturalny kolor.
✓ Efekt widoczny jest już po 2-3 dniach codziennego stosowania.
✓ Aplikacja jest łatwa i przyjemna.
✓ Balsam nie tworzy smug.
✓ Efekt można stopniować.
✓ Lekko nawilża skórę.
✓ Dość szybko się wchłania. Nie klei się.
✓ Nie brudzi ubrań.
✓ Jest tani i ogólnie dostępny (około 3.50 euro w promocji).

Minusy:
✗ Lekko wyczuwalny smrodek.
✗ Nie nadaje się do twarzy - może zapychać.
✗ Po aplikacji sugeruję ściągnąć nadmiar produktu z dłoni mokrym ręczniczkiem - dzięki temu unikniecie efektu "białych rękawiczek" oraz nieestetycznych pomarańczowych plam.

Werdykt? 
Nie jest to produkt idealny, ale z tych, co dotychczas próbowałam, najlepszy.

No, to chyba na tyle.
Jaki jest Wasz ulubiony produkt samoopalający? Możecie coś polecić?

12 stycznia 2014

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Oprócz kosmetyków mam jeszcze 2 uzależnienia: 
- słodycze, które wręcz ubóstwiam i nie wyobrażam sobie bez nich życia oraz... 
- biżuterię z Pandory. 

Zaczęło się dość niewinnie (jak to zwykle bywa)... Jakieś 2 lata temu szukałam prezentu dla mamy i przypadkiem wstąpiłam do salonu wyżej wymienionej firmy.  Ogrom tego wszystkiego nieco mnie przeraził. Tyle świecidełek! Tyle kolorów! Przepadłam! I zamiast wyjść z 1 bransoletką i 1 zawieszką wyszłam z 2 bransoletkami i 4 zawieszkami. Oczywiście połowę zatrzymałam dla siebie :) Potem poszło już z górki. Charmsy, klipsy, łańcuszki... Następnie doszły pierścionki - moja najnowsza miłość :) Cudowności! 
Otworzyłam puszkę Pandory... dla mojego portfela! Ostrzegam, jeśli nie jest jeszcze dla Was za późno - trzymajcie się z dala! To złoooo! 

Poważnie mówiąc, to jestem zauroczona Pandorkową biżuterią. Bardzo przypadła mi do gustu sama idea budowania własnej historii. Każda przywieszka niesie ze sobą setki wspomnień. Często przyłapuję się na tym, że bawię się charmsami, obracam je, przekładam i mimowolnie wspominam chwile, z którymi się one kojarzą.  

Pandora zadbała o to, by każda, nawet najbardziej wybredna osoba, znalazła coś dla siebie. W ofercie znajdują się:
- Charmsy: ponad 600 elementów wykonanym ze srebra, 14-karatowego złota lub połączenia złota i srebra;
- Bransoletki: ze srebra, 14-karatowego złota, skórzanych rzemykach lub tekstylnych sznurkach;
- Klipsy (mocowane na łączeniach bransoletek);
- Łańcuszki bezpieczeństwa (dzięki którym nie zgubimy bransoletki, nawet kiedy ta się rozepnie);
- Pierścionki;
- Kolczyki;
- Naszyjniki;
- Zegarki.

Jako, że na mnie dużo lepiej prezentuje się srebro, moje zbiory opierają się głównie na tym metalu. Obecnie mam 3 bransoletki: jedna ma złotawe dodatki, druga utrzymana jest w tonacji brązowej, a trzecią urozmaicają fioletowe i różowe kamienie. Poniżej prezentuję moje pierwsze zdobycze - moje złotawe i brązowe love :)


W wolnej chwili cyknę fotki fioletowej bransoletki, która swoją drogą zaczyna się powoli zapełniać.

A Wy co myślicie o Pandorce? Lubicie? Czy raczej stronicie?

Pozdrawiam cieplutko i życzę przyjemnej niedzieli!   
Xx

Muszę się Wam do czegoś przyznać. Oprócz kosmetyków mam jeszcze 2 uzależnienia: 
- słodycze, które wręcz ubóstwiam i nie wyobrażam sobie bez nich życia oraz... 
- biżuterię z Pandory. 

Zaczęło się dość niewinnie (jak to zwykle bywa)... Jakieś 2 lata temu szukałam prezentu dla mamy i przypadkiem wstąpiłam do salonu wyżej wymienionej firmy.  Ogrom tego wszystkiego nieco mnie przeraził. Tyle świecidełek! Tyle kolorów! Przepadłam! I zamiast wyjść z 1 bransoletką i 1 zawieszką wyszłam z 2 bransoletkami i 4 zawieszkami. Oczywiście połowę zatrzymałam dla siebie :) Potem poszło już z górki. Charmsy, klipsy, łańcuszki... Następnie doszły pierścionki - moja najnowsza miłość :) Cudowności! 
Otworzyłam puszkę Pandory... dla mojego portfela! Ostrzegam, jeśli nie jest jeszcze dla Was za późno - trzymajcie się z dala! To złoooo! 

Poważnie mówiąc, to jestem zauroczona Pandorkową biżuterią. Bardzo przypadła mi do gustu sama idea budowania własnej historii. Każda przywieszka niesie ze sobą setki wspomnień. Często przyłapuję się na tym, że bawię się charmsami, obracam je, przekładam i mimowolnie wspominam chwile, z którymi się one kojarzą.  

Pandora zadbała o to, by każda, nawet najbardziej wybredna osoba, znalazła coś dla siebie. W ofercie znajdują się:
- Charmsy: ponad 600 elementów wykonanym ze srebra, 14-karatowego złota lub połączenia złota i srebra;
- Bransoletki: ze srebra, 14-karatowego złota, skórzanych rzemykach lub tekstylnych sznurkach;
- Klipsy (mocowane na łączeniach bransoletek);
- Łańcuszki bezpieczeństwa (dzięki którym nie zgubimy bransoletki, nawet kiedy ta się rozepnie);
- Pierścionki;
- Kolczyki;
- Naszyjniki;
- Zegarki.

Jako, że na mnie dużo lepiej prezentuje się srebro, moje zbiory opierają się głównie na tym metalu. Obecnie mam 3 bransoletki: jedna ma złotawe dodatki, druga utrzymana jest w tonacji brązowej, a trzecią urozmaicają fioletowe i różowe kamienie. Poniżej prezentuję moje pierwsze zdobycze - moje złotawe i brązowe love :)


W wolnej chwili cyknę fotki fioletowej bransoletki, która swoją drogą zaczyna się powoli zapełniać.

A Wy co myślicie o Pandorce? Lubicie? Czy raczej stronicie?

Pozdrawiam cieplutko i życzę przyjemnej niedzieli!   
Xx

10 stycznia 2014

Dzień dobry :)

Jak już z pewnością zauważyliście, dość kiepsko u mnie z systematycznością (jeśli chodzi o bloga). Wiąże się to przede wszystkim z brakiem czasu i dużą ilością zajęć dodatkowych. Nie chcę się ciągle tłumaczyć sama przed sobą, stąd też postanowiłam zacząć organizować sobie czas poprzez notowanie wszystkiego, co mam do zrobienia. Próbowałam różnych aplikacji na telefon, kalendarzy online i innych, ale to nie działa - należę do osób, dla których pewnych rzeczy (jak papierowe notatniki czy książki) nie da się po prostu zastąpić przez elektroniczne odpowiedniki.

Dziś w czasie lunchu wybrałam się do pobliskiego Easona na polowanie. Moim celem był oczywiście organizer. Niestety, jestem dość wybredna i nie udało mi się znaleźć czegoś, co w 100% odpowiadałoby moim wymaganiom. Zabrałam się więc do grzebania w Internecie i "projektowania" mojego idealnego plannera, którego mogłabym używać między innymi do:
- planowania danego miesiąca (kalendarz roczny),
- rozpisywania zajęć w danym tygodniu (np. tygodniowa rozpiska postów),
- planowania dnia (co do godziny - tego będę używać głównie w pracy),
- szczegółowego planowania wpisów na bloga (uhuhu brainstorming!),
- śledzenia swoich poczynań na blogu (statystyki - tak, żeby wiedzieć, jak idą postępy),
- checklist (odhaczanie rutynowych blogowych "czynności").

Jutro zabieram się do drukowania! Zdecydowałam się na układ poziomy. Zastanawiam się jeszcze nad formatem (A6? A4?). No i okładka! Ale to już jutro, bo dziś padam już ze zmęczenia :)

Oto, co udało mi się stworzyć. Pod obrazkami znajdziecie linki do pobrania plików w formacie PDF, na wypadek, gdybyście chcieli zbudować swój własny organizer :) Mam nadzieję, że coś się przyda.

1. Kalendarz 2014 (12 miesięcy):
Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: 12 stron.

2. Plan tygodnia (+ notatki i lista do zrobienia):



Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: 4 na dany miesiąc lub według uznania.

3. Plan dnia (godzinny + listy: do zapamiętania, do zrobienia, skontaktuj się z, pomysły, cytat dnia):


Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: 7 na dany tydzień lub według uznania.

4. Planowanie postów na bloga (pomysły, recenzje, rozdania, informacje dodatkowe + promocja, słowa kluczowe, zdjęcia itp.):



Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: według uznania.

5. Statystyki bloga (śledzimy swoje poczynania :P):


Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: według uznania.

6. Checklista (spis podstawowych czynności związanych z blogiem): 


Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: według uznania.

No, to chyba na tyle :)
Pozdrawiam cieplutko!
Xx

Dzień dobry :)

Jak już z pewnością zauważyliście, dość kiepsko u mnie z systematycznością (jeśli chodzi o bloga). Wiąże się to przede wszystkim z brakiem czasu i dużą ilością zajęć dodatkowych. Nie chcę się ciągle tłumaczyć sama przed sobą, stąd też postanowiłam zacząć organizować sobie czas poprzez notowanie wszystkiego, co mam do zrobienia. Próbowałam różnych aplikacji na telefon, kalendarzy online i innych, ale to nie działa - należę do osób, dla których pewnych rzeczy (jak papierowe notatniki czy książki) nie da się po prostu zastąpić przez elektroniczne odpowiedniki.

Dziś w czasie lunchu wybrałam się do pobliskiego Easona na polowanie. Moim celem był oczywiście organizer. Niestety, jestem dość wybredna i nie udało mi się znaleźć czegoś, co w 100% odpowiadałoby moim wymaganiom. Zabrałam się więc do grzebania w Internecie i "projektowania" mojego idealnego plannera, którego mogłabym używać między innymi do:
- planowania danego miesiąca (kalendarz roczny),
- rozpisywania zajęć w danym tygodniu (np. tygodniowa rozpiska postów),
- planowania dnia (co do godziny - tego będę używać głównie w pracy),
- szczegółowego planowania wpisów na bloga (uhuhu brainstorming!),
- śledzenia swoich poczynań na blogu (statystyki - tak, żeby wiedzieć, jak idą postępy),
- checklist (odhaczanie rutynowych blogowych "czynności").

Jutro zabieram się do drukowania! Zdecydowałam się na układ poziomy. Zastanawiam się jeszcze nad formatem (A6? A4?). No i okładka! Ale to już jutro, bo dziś padam już ze zmęczenia :)

Oto, co udało mi się stworzyć. Pod obrazkami znajdziecie linki do pobrania plików w formacie PDF, na wypadek, gdybyście chcieli zbudować swój własny organizer :) Mam nadzieję, że coś się przyda.

1. Kalendarz 2014 (12 miesięcy):
Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: 12 stron.

2. Plan tygodnia (+ notatki i lista do zrobienia):



Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: 4 na dany miesiąc lub według uznania.

3. Plan dnia (godzinny + listy: do zapamiętania, do zrobienia, skontaktuj się z, pomysły, cytat dnia):


Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: 7 na dany tydzień lub według uznania.

4. Planowanie postów na bloga (pomysły, recenzje, rozdania, informacje dodatkowe + promocja, słowa kluczowe, zdjęcia itp.):



Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: według uznania.

5. Statystyki bloga (śledzimy swoje poczynania :P):


Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: według uznania.

6. Checklista (spis podstawowych czynności związanych z blogiem): 


Plik PDF (przygotowany do druku) można pobrać TUTAJ.
Ilość stron do druku: według uznania.

No, to chyba na tyle :)
Pozdrawiam cieplutko!
Xx

5 stycznia 2014

Dzień doberek!

Dziś spieszę do Was ze spóźnionymi, aczkolwiek płynącymi ze szczerego serducha, życzeniami noworocznymi :) Mam nadzieję, że rok 2014 będzie lepszy od poprzedniego. Niech się spełnią wszystkie Wasze marzenia! I pamiętajcie: DREAM BIG! :) Warto!

Przyznam szczerze, że jestem mega zaskoczona tym, co przyniósł ubiegły rok. 13-ka wcale nie była dla mnie taka pechowa... Wręcz przeciwnie, z czego oczywiście niezmiernie się cieszę! :) Tak... 2013 był dla mnie przełomowym rokiem - nie tylko w odniesieniu do życia prywatnego, ale również i zawodowego. Jestem z siebie dumna - udało mi się osiągnąć większość wyznaczonych celów, spełniłam swoje największe marzenie, no i najważniejsze... znalazłam szczęście :)

No, ale dosyć tej prywaty! Post miał być o nowym projekcie! Do rzeczy!

ConFusion to projekt, nad którym pracujemy obecnie z moim ulubionym fotografem (ja oczywiście zajmuję się wizażem oraz stylizacjami). Nasza przygoda rozpoczęła się około 6 lat temu od pstrykania luźnych sesyjek i ślubów. 2 lata temu zaczęliśmy myśleć o naszej pasji nieco poważniej. Długoletnia przyjaźń, takie same zainteresowania i podobne gusta pozwoliły nam na stworzenie prawdziwego Dream Team. Kochamy spędzać długie godziny na planowaniu sesji, analizowaniu kadrów i wymyślaniu coraz to nowych wyzwań. Mam nadzieję, że w przyszłości ConFusion przerodzi się w coś nieco większego - zobaczymy, co czas przyniesie.

Oto nasza pierwsza praca:


Only great passions can elevate the soul to great things...  

Zdjęcie, makijaż, stylizacja: ConFusion
Włosy: Renata Zaborek
Biżuteria: Claire Garvey
Modelka: Gosia Zagorska 

Co myślicie? 

Ach, no i zapraszam do polubienia naszej stronki na Facebooku:


Dzięki!
Xx

Dzień doberek!

Dziś spieszę do Was ze spóźnionymi, aczkolwiek płynącymi ze szczerego serducha, życzeniami noworocznymi :) Mam nadzieję, że rok 2014 będzie lepszy od poprzedniego. Niech się spełnią wszystkie Wasze marzenia! I pamiętajcie: DREAM BIG! :) Warto!

Przyznam szczerze, że jestem mega zaskoczona tym, co przyniósł ubiegły rok. 13-ka wcale nie była dla mnie taka pechowa... Wręcz przeciwnie, z czego oczywiście niezmiernie się cieszę! :) Tak... 2013 był dla mnie przełomowym rokiem - nie tylko w odniesieniu do życia prywatnego, ale również i zawodowego. Jestem z siebie dumna - udało mi się osiągnąć większość wyznaczonych celów, spełniłam swoje największe marzenie, no i najważniejsze... znalazłam szczęście :)

No, ale dosyć tej prywaty! Post miał być o nowym projekcie! Do rzeczy!

ConFusion to projekt, nad którym pracujemy obecnie z moim ulubionym fotografem (ja oczywiście zajmuję się wizażem oraz stylizacjami). Nasza przygoda rozpoczęła się około 6 lat temu od pstrykania luźnych sesyjek i ślubów. 2 lata temu zaczęliśmy myśleć o naszej pasji nieco poważniej. Długoletnia przyjaźń, takie same zainteresowania i podobne gusta pozwoliły nam na stworzenie prawdziwego Dream Team. Kochamy spędzać długie godziny na planowaniu sesji, analizowaniu kadrów i wymyślaniu coraz to nowych wyzwań. Mam nadzieję, że w przyszłości ConFusion przerodzi się w coś nieco większego - zobaczymy, co czas przyniesie.

Oto nasza pierwsza praca:


Only great passions can elevate the soul to great things...  

Zdjęcie, makijaż, stylizacja: ConFusion
Włosy: Renata Zaborek
Biżuteria: Claire Garvey
Modelka: Gosia Zagorska 

Co myślicie? 

Ach, no i zapraszam do polubienia naszej stronki na Facebooku:


Dzięki!
Xx